Jak powstało Martwe Zło

Czy wiesz, że ekipa kręcąca Martwe Zło przeżyła na planie prawdziwe piekło? Albo, że budżet filmu był tak niski, że do efektów specjalnych wykorzysytwano cebulę, kawę i martwe kurczaki? Lub też, że film powstał na bazie shorta nakręconego za 1600 dolarów? Przed Tobą porąbana historia powstania filmu Martwe Zło.



GENEZA

Zanim Sam Raimi stworzył Martwe Zło, nakręcił krótkometrażowy horror zatytułowany Within the Woods będący tak naprawdę uproszczoną wersją tego pierwszego. Była to surowa, amatorska produkcja za zaledwie 1600 dolarów, zrealizowana tylko po to, by przekonać potencjalnych inwestorów, że potrafi reżyserować pełnometrażowy film grozy. W obsadzie pojawili się jego przyjaciele Bruce Campbell i Ellen Sandweiss, którzy później odegrali kluczowe role także w horrorze Martwe Zło. Raimi był wtedy jeszcze nastolatkiem, ale już wykazywał swój charakterystyczny styl. Umiejętnie łączył brutalność z humorem i wizualnym szaleństwem. Choć Within the Woods nigdy nie trafił do szerokiej dystrybucji, udało się go wówczas pokazać w kinie obok kultowego Rocky Horror Picture Show, co przyciągnęło uwagę widzów i lokalnych inwestorów. Dzięki tej prezentacji projekt Martwego Zła nabrał realnych kształtów.

Betsy Baker: "Sam Raimi, Rob Tapert i Bruce Campbell poprosili mnie, żebym rozważyła rolę Lindy. Nigdy wcześniej nie robiłam nic związanego z horrorem. Pomyślałam, że to będzie wspaniała przygoda. I rzeczywiście – tak było".

Bruce Campbell to dziś ikona kina grozy, ale na początku lat 80’tych był ledwie początkującym aktorem i bliskim przyjacielem reżysera Sama Raimiego. Gdy zabrakło pieniędzy na ukończenie Martwego Zła, Campbell prosił znajomych i rodzinę o pożyczki. W końcu użył rodzinnego majątku jako zabezpieczenia kredytu, który miał umożliwić dokończenie produkcji. Dzięki temu został oficjalnym producentem wykonawczym filmu, chociaż sam przyznawał, że pełnił raczej funkcję chłopca od wszystkiego. Przenosił sprzęt, pomagał przy efektach specjalnych, a po zakończeniu zdjęć samodzielnie kontaktował się z dystrybutorami. Martwe Zło było dla niego sprawą Życia i śmierci. I kredytu. W późniejszych latach wielokrotnie wspominał, że był to czas najtrudniejszy, ale i najważniejszy w jego karierze.

 


PRAWDZIWY HORROR

Zdjęcia do Martwego Zła kręcono w głębi lasu w Tennessee, a cała ekipa składająca się z trzynastu osób przez kilka tygodni mieszkała razem w tej samej chacie, w której działa się akcja filmu. Miejsce miało swoją upiorną historię. Mężczyzna, który ją zbudował, zmarł tydzień po zakończeniu prac. Samo przebywanie w odizolowanej lokalizacji, bez bieżącej wody, z ograniczonym ogrzewaniem i kiepską pogodą, doprowadzało członków ekipy do granic wytrzymałości. 

Już pierwszego dnia zdjęciowego ekipa Martwego Zła nie mogła odnaleźć drogi na plan i zgubiła się w lesie. To był tylko wstęp do serii dramatycznych wydarzeń, które miały miejsce podczas kręcenia filmu. Niedoświadczona załoga zmagała się z ciągłymi kontuzjami. Niektóre z nich były tak poważne, że wymagały pomocy medycznej, ale tej nie dało się uzyskać z powodu kompletnej izolacji lokacji. 

Sam Raimi wyznawał brutalną, choć skuteczną metodę reżyserii. Uważał, że jeśli aktorzy cierpią naprawdę, to widz sam to poczuje. Ekstremalne warunki na planie były więc częściowo zamierzone. Reżyser wierzył, że ból fizyczny i psychiczne wyczerpanie dają bardziej przekonujące rezultaty niż wątpliwe aktorskie rzemiosło dopiero początkujących aktorów. Aktorzy wielokrotnie byli rzucani na ziemię, polewani zimną wodą czy zmuszani do wielokrotnych powtórek. Ale na planie dochodziło też do mocniejszych sytuacji. Betsy Baker, grająca Lindę, w trakcie zdejmowania maski z lateksu straciła rzęsy. Producent Robert Tapert nie krył satysfakcji, mówiąc otwarcie, że lubi, gdy aktor krwawi. Choć dziś metody Raimiego mogłyby wywołać burzę, to właśnie one uczyniły Martwe Zło tak intensywnym i autentycznym doświadczeniem dla widza. 

ch bohaterka grana przez Betsy Baker miała płakać, nie używano profesjonalnych środków. Zamiast kropli do oczu reżyser i producent wybrali cebulę. Ich zdaniem cebula była po prostu tańsza, a budżet był bardzo skromny. Baker wspominała później, że musiała siedzieć godzinami z kawałkami warzywa pod oczami, zanim kamera zaczęła kręcić. Efekt był jednak piorunujący. Jej łzy wyglądały realistycznie i dramatycznie. 

Tom Sullivan, odpowiadający za efekty specjalne musiał improwizować niemal w każdym ujęciu. Budżet był mikroskopijny, więc klasyczne sztuczki rodem z Hollywood były zastępowane przez domowe sposoby. Jednym z nich było stworzenie realistycznej sztucznej krwi z mieszanki syropu kukurydzianego, barwnika spożywczego i kawy. To właśnie dodatek kofeinowego płynu nadawał cieczy głębi i lepkości, idealnie prezentującej się na taśmie filmowej. Sullivan pracował ręcznie przy każdej charakteryzacji, tworząc też maski z lateksu i groteskowe protezy kończyn. 



Gdy zdjęcia do Martwego Zła dobiegały końca, warunki pogodowe na planie były równie przerażające co sam film. By przetrwać ostatnie dni kręcenia scen na zewnątrz, członkowie ekipy zaczęli palić wszystko, co było pod ręką. Do ognia trafiły m.in. meble z wnętrza chaty. Łóżka, stoły i krzesła poszły z dymem. Wszyscy byli rozdrażnieni, przemęczeni i podziębieni, a aktorzy pokryci sztuczną krwią, którą po wielu tygodniach trudno było całkowicie usunąć, przypominali już własne postacie z filmu. Warunki były tak ekstremalne, że dla wielu doświadczenie to bardziej przypominało obóz przetrwania niż pracę na planie. W efekcie końcowe sceny plenerowe były kręcone przez ludzi kompletnie wyniszczonych. I to widać. Ale właśnie ta atmosfera udręki i ciasnoty znalazła odzwierciedlenie na ekranie, budując niepowtarzalny klimat paranoi.

Przez lata krążyły legendy, że chata została uderzona piorunem i spłonęła. Prawda okazała się mniej nadprzyrodzona, ale równie dramatyczna. Reżyser Sam Raimi zlecił jej spalenie po zakończeniu zdjęć. Dziś w tym miejscu pozostał jedynie rozpadający się kominek i fragment komina. Ale dla fanów horroru to niemal święte miejsce. 


MONTAŻ

Po zakończeniu zdjęć Sam Raimi miał przed sobą górę materiału do zmontowania i niemal zerowy budżet. Z pomocą przyszła Edna Paul, montażystka, którą poznał w Detroit. Jej asystentem był wtedy nikomu nieznany Joel Coen, który nie tylko pomagał, ale zajął się montażem całej sekwencji w szopie. Dla Raimiego był to początek przyjaźni z przyszłymi twórcami Fargo i To Nie Jest Kraj Dla Starych Ludzi. Coenowie nauczyli się wtedy dynamicznego montażu i często podkreślali, że praca przy horrorze Martwe Zło miała wpływ na ich własny styl.

Brak profesjonalnego dźwiękowca na planie zmusił ekipę do ekstremalnych rozwiązań podczas postprodukcji. Dźwiękowcy

musieli nagrywać wszystkie efekty od zera, a jednym z najbardziej szokujących pomysłów było użycie martwych kurczaków do odtworzenia odgłosów rozrywanego ciała. Korpusy przebijano nożami, by uzyskać odpowiedni efekt dźwiękowy. Mokry, obrzydliwy i realistyczny. Bruce Campbell, odtwórca roli Asha, musiał przez kilka godzin wrzeszczeć do mikrofonu, by dorównać intensywnością tym brutalnym odgłosom.

Pierwotnie Sam Raimi chciał zatytułować swój film Księga Umarłych, ale legendarny producent Irvin Shapiro przekonał go, że to fatalny pomysł. Uważał, że nastolatki nie pójdą na horror, który kojarzy się z lekturą. Raimi zgodził się niechętnie, wybierając tytuł Martwe Zło jako najmniej bolesną alternatywę. Nowy tytuł był prostszy, brutalniejszy i lepiej oddawał charakter filmu i to właśnie pod tą nazwą trafił na światowe festiwale, do kin i do historii.



KRÓL HORRORU I FILM ZAKAZANY

Choć Martwe Zło nie brało udziału w konkursie głównym, jego obecność na Festiwalu Filmowym w Cannes w 1982 roku okazała się punktem zwrotnym. Dzięki wpływom Irvina Shapiro, jednego z założycieli festiwalu, film Raimiego został pokazany publiczności międzynarodowej. Wśród niej znalazł się pewien pisarz, który zmienił jego los. Stephen King, zaintrygowany surowym horrorem kręconym przez bandę młodych zapaleńców, opublikował entuzjastyczną recenzję, która pomogła znaleźć dystrybutora i wywindować film do jego kultowego statusu. Dla Raimiego i jego ekipy była to przepustka z kina garażowego na hollywoodzkie salony. 

W Wielkiej Brytanii Martwe Zło miało burzliwą historię z cenzurą. Trafiło na listę tytułów uznanych za zbyt brutalne, by mogły być legalnie dystrybuowane na rynku VHS. Mary Whitehouse, czołowa aktywistka walcząca z przemocą w mediach, pokazywała film w sądzie jako przykład rzekomej demoralizacji. Co ciekawe, wersja, którą demonstrowała, była już ocenzurowana i zaakceptowana. Na przestrzeni lat film wielokrotnie usuwano i przywracano na listę zakazanych. 

Jednak szczególnie brutalnie potraktowano go w Niemczech. Tam film trafił jednocześnie do kin i na kasety VHS, próbując przechytrzyć lokalnych cenzorów. Nie udało się. Produkcja szybko trafiła na listę zakazanych tytułów i zniknęła z legalnej dystrybucji. Dopiero w lipcu 2016 roku, po serii spraw sądowych prowadzonych przez prawników Sony, niemieckie sądy uchyliły zakaz. To był symboliczny moment. Po 35 latach uznano, że Martwe Zło nie stanowi już zagrożenia dla delikatnych umysłów młodych Niemców. To tylko zwiększało jego legendę. Im bardziej go zakazywano, tym bardziej widzowie chcieli go zobaczyć.

Bruce Campbell: "W pewnym sensie dostajemy teraz zapłatę za to, co zrobiliśmy dawno temu. Żadne z nas tak naprawdę nie zarobiło na tych filmach poważnych pieniędzy, zwłaszcza na pierwszym. Chodziło po prostu o to, że chcieliśmy wejść do branży filmowej. To właśnie o to chodziło. To trochę dziwne, że teraz ten film trafia do ogólnokrajowej dystrybucji, wygląda świetnie, ma cyfrowo poprawione zdjęcia, dobre efekty wizualne, muzyka jest przesadzona. Wspaniale jest zobaczyć ten film dopieszczony. Wygląda tak, że ludzie nie mogą się domyślić, jak zrobiliśmy te efekty. My po prostu wtedy nie mieliśmy pieniędzy, żeby ukryć te wszystkie błędy".
Nowsza Starsza