sobota, 11 lipca 2015

Szczęki - 40 lat legendarnego thrillera

Steven Spielberg wyreżyserował wiele ciekawych produkcji, jednak to właśnie Szczęki otworzyły przed nim drzwi do wielkiej kariery. Jakie były kulisy powstania legendarnego filmu i dlaczego zrządzenie losu miało tak ogromny wpływ na jego końcowy odbiór dowiedzie się w nowym odcinku z pod znaku Poważnej Strony.




Film "Szczęki" obchodzi w tym roku swoją 40 rocznicę. Obraz stał się odskocznią dla kariery Stevena Spielberga windując go na poziom super gwiazdy, którego to po dziś dzień reżyser nie opuszcza. Scenariusz oparto na powieści Petera Benchleya o tym samym tytule i w dniu, w którym Spielberg po raz pierwszy dostał go do rąk zdziwiony zastanawiał się, co takiego interesującego wytwórnia dostrzegła w opowieści o jakimś dentyście. Po lekturze całkowicie pozbył się jakichkolwiek wątpliwości dostrzegając wiele ciekawych analogii do swojego wcześniejszego obrazu "Pojedynek Na Szosie". Dziś przyjrzymy się filmowi "Sczęki" by wyłowić z niego to, co czyni go wyjątkowym i niezapomnianym widowiskiem.


"Szczęki" trafiły do kin w okresie wakacyjnym, dzięki czemu przyczyniły się do stworzenia trendu wakacyjnych hitów kinowych. Wybór terminu oczywiście nie był przypadkowy. Wizja rekina czającego się w odmętach oceanu przerażała o wiele bardziej, gdy za oknem skwar skłaniał wielu do wybrania się na plażę. W rzeczywistości był to sprytny zabieg socjotechniczny, dzięki któremu film po prostu wgryzł się w oczekiwania spragnionej nowych wrażeń widowni. Tak skrupulatnie dobrana strategia niewątpliwie przyczyniła się do sukcesu kasowego i przy zainwestowanych przez wytwórnię 7 milionach dolarów do dzisiaj obraz zarobił sporo ponad 470 milionów dolarów.

Scenariusz filmu jest prosty niczym gwóźdź ukraińskiego budowlańca pracującego w wykończeniówce na brytyjskiej ziemi. Ogromny rekin rozsmakowuje się w mięsie amerykańskich turystów i robi sobie biesiadę ze szwedzkim stołem na plaży Amity. Plaży zamknąć nie można, bo brakuje dowodów na ataki rekina, a jej zamknięcie pozbawiło by Amity znacznych przychodów z turystyki. Jedyną osobą przeczuwającą co się dzieje jest grany przez Roy'a Sheider'a stróż prawa i to on wybiera się na pełne morze, by stanąć z bestią oko w oko i pokazać, kto jest największym twardzielem po tej stronie Oceanu. Jak więc widać scenariusz nie jest rewolucyjny, ale też nie on przyczynił się do sukcesu obrazu.


W przypadku wielu wybitnych dzieł z różnych dziedzin sztuki sporo mówi się o zrządzeniu losu, jaki towarzyszył im gdy osiągały one swój ostateczny kształt. Podobnie ma się rzecz w wypadku "Szczęk" Stevena Spielberga. Krytycy zachwycali się nietuzinkowymi, sugestywnymi ujęciami ataku rekinów, przypominającymi żywo dorobek Hitchcocka. Reżyser sprytnie operował kadrami i ujęciami nie bojąc się nawet umieszczać kamery niejako w oczach samego rekina, czyniąc widzów świadkami zabójczej konsekwencji jego działań. Jednak kreatywność Spielberga wynikała nie z konsekwentnego trzymania się początkowych zamierzeń, lecz dostosowywania się do nowych okoliczności, jakie zastały ekipę na planie. Spece od efektów specjalnych na potrzeby filmu stworzyli 3 mechaniczne ramiona, które po odpowiedniej charakteryzacji jak żywo przypominały rekiny. Dzięki nim tworzenie scen ataku drapieżników miało być o wiele prostsze w realizacji. Problem polegał na tym, że skonstruowane urządzenia okazały się nie działać w wodzie. Kryzysowa sytuacja sprawiła, że reżyser musiał szukać o wiele bardziej wysublimowanych technik narracji niż miał w zamyśle i rekin pojawia się na ekranie niezwykle rzadko, co czyni każdą z tych scen wyjątkowo intensywną. Spielberg udowodnił w ten sposób starą prawdę kina - że widz najbardziej boi się tego, czego nie widzi. Ostatecznie to głównie te ujęcia dodały filmowi smaczku, który nie stracił na sile mimo czterech dekad na karku. Spielberg w jednym z wywiadów przyznał, że gdyby mechaniczne rekiny faktycznie działały, film na pewno byłby co najmniej o połowę mniej straszny i na pewno zarobiłby co najmniej o połowę mniej pieniędzy.


"Szczęki" różnią się od swojego literackiego pierwowzoru i są o wiele bardziej w stylu Stevena Spielberga i jego wczesnych dzieł, gdzie tragedia i dantejskie sceny przeplatane są delikatnością czy humorem. W "Szczękach" zawarł reżyser całą bezpretensjonalność i dosłowność, jaka charakteryzowała jego filmy w tamtym czasie, jednocześnie z ogromnym wyczuciem stosując wysublimowane, często niejednoznaczne techniki i triki, podparte odrobiną psychologii. Dzięki tym zabiegom film i dziś straszy, unika banalności i ściska widza za gardło od pierwszych do ostatnich scen seansu, będąc przykładem jednej z najlepszych adaptacji powieści na potrzeby dziesiątej muzy.